Bez przerwy wpatrywałem się w duże litery wyryte na białym marmurze ,,Fred Weasley''. Chyba nikt nie poczuł się tak jak ja. Straciłem wszystko co było dla mnie najważniejsze. Nie było go ze mną. Nigdy nie powiedziałem mu jak bardzo jest dla mnie ważny. Teraz oddałbym wszystko, wszystko co mam żeby żył.
Jeszcze raz dotknęłem białego marmuru. Był przeraźliwie zimny tak jak moja dusza. Nie mogłem czuć się szczęśliwy. A dlaczego? Mam wspaniałych braci... siostrę... rodziców... przyjaciół ... Voldemort nie żyje... A ja wciąż jestem nie szczęśliwy. Można by było powiedzieć że byłem jak ktoś pozbawiony cząstki serca. Bez mojego brata nic się dla mnie już nie liczyło. Przeraźliwe ukłucia w sercu towarzyszyły mi kiedy tylko przypomniałem sobie o tym jak jeszcze żył. Nawet wtedy kiedy razem na kolanach czyściliśmy podłogi a nad nami stała profesor McGonnagal nadając o naszym karygodnym zachowaniu. Kiedy wylaliśmy Michaelowi atrament na głowę kiedy krytykował drużynę Gryffindoru. Kiedy staliśmy przed Umbrige a ona straszyła nas wywaleniem ze szkoły za kieszonkowe bagno. Łza spłynęła mi po policzku. Zazwyczaj płakałem tylko z śmiechu. Wszystko co mam zawdzięczam Fredowi. Dużo razy słyszałem że jesteśmy jak ta sama osoba. Była to prawda. Ale dlaczego akurat on musiał odejść. Czy przeznaczenie tak chciało? Czy chciało żeby do końca życia czułbym się jak wrak człowieka?
Robiłem wszystko żeby zapomnieć o Fredzie. Chociaż miałem różdżkę i umiałem się ją posługiwać gołymi rękami usuwałem gruz z jednej z klas. Moja biała koszula była cała przepocona a pokrywała ją warstwa kurzu i brudu. Nie miałem pojęcia ile tu już jestem ale przez rozbite okno widziałem już zachód słońca. Przerzuciłem kolejny kawał kamienia a w tedy zobaczyłem kawałek wspaniałej ramy a na niej wypisane ,,...TELA Z RA...''. Szybko wyciągnąłem w przedniej kieszeni różdżkę i usunąłem resztki gruzu.
Na podłodze leżało wielkie zwierciadło z rzeźbioną ramą na którym wyryte były słowa ,,AIN EINGARP ACRESO GEWTELA Z RAWTĄWT EIN MAJ IBDO''. Machnąłem jeszcze raz różdżką a lustro staneło na podłodze.
Spojrzałem w nie, zobaczyłem siebie. Ale na moim ramieniu była czyjaś ręka. Obok mnie stał Fred najpierw pomyślałem że to zwierciadło odbija podwójnie. Ale z pewnością był to Fred. Popatrzyłem w bok ale nikogo tam nie było. Znów popatrzyłem na swoje odbicie o na mojego brata bliźniaka. Uśmiechnąłem się do jego odbicia a go najwidoczniej to ucieszyło bo wyszczerzył do mnie zęby. Nie odrywałem od niego wzroku uśmiechnąłem się jeszcze szerzej a po moim policzku spłynęła wielka łza.
Ojeny, jakie kochane *o*
OdpowiedzUsuńBiedny Fredzio :<<< Biedny George :CC
Strasznie mi się podoba twój blog, jest oryginalny, bo nie widziałam zbyt wielu blogów o bliźniakach :33
Życzę weny :3
Popłakałam się na tym fragmencie.
OdpowiedzUsuńOd tylu miesięcy, od przeczytania "Insygniów Śmierci" nie mogę przeboleć Freda. Płakałam na rozdziale, kiedy umarł, tak bez sensu, nieodwołalnie... Jeżeli szkalowałam Rowling za cokolwiek, to właśnie za Freda i za Syriusza ;(
Osobiście nie czytam blogów potterowskich, ale tym razem czuję, że nie mogłabym odsunąć Freda i George'a Weasley'ów. Zostaję i mam nadzieję na kolejne rozdziały przybliżające nam, zwykłym ludziom stratę, jaką jest rozdzielenie braci bliźniaków.
A na blog trafiłam przypadkiem ;)
http://alchemicki-krag-braterstwa.blogspot.com/
~Kyasarin
dzieki za komentarze napewno w wolnm czasie przeczytam twojego bloga
Usuń